Wariat albo święty

Jest 3 grudnia 1942 roku. Do dramatu dochodzi po północy w katowickim więzieniu przy ul. Mikołowskiej. „Oddaję pana w ręce kata” – padają słowa. Ostrze gilotyny opada.

2020-01-07

Tak ginie ks. Jan Macha – rodem z Chorzowa Starego. W chwili śmierci ma zaledwie 28 lat. Za sobą trzy lata kapłaństwa. Niby niewiele, ale w obliczu zbliżającej się śmierci pisze tak: „Żyłem krótko, ale uważam, że cel swój osiągnąłem. (...) Bez jednego drzewa las lasem zostanie, bez jednej jaskółki wiosna też zawita, a bez jednego człowieka świat się nie zawali”. To były słowa skierowane do rodziców i rodzeństwa. Przejmujące, dojrzałe, mocne!

Przychodzi na świat 18 stycznia 1914 r. w rodzinie mistrza ślusarskiego. Ale nie od razu zostaje przyjęty do Wyższego Śląskiego Seminarium Duchownego w Krakowie. Powód? Za dużo zgłoszeń! Do WŚSD wstępuje rok później.

Księdzem jest gorliwym. Na co dzień wrażliwy, zaangażowany i odważny. Gdy we wrześniu 1939 r. wybucha II wojna światowa, głosi Ewangelię i pomaga rodzinom, których krewni byli przetrzymywani w więzieniach i obozach koncentracyjnych. Zdobywa dla nich pomoc finansową. Asystuje przy udzielaniu ślubów w języku polskim. Uczy religii. I wlewa nadzieję w serca.

Gestapo zatrzymało go 6 września 1941 r. na katowickim dworcu. Przyjechał z dwoma ministrantami po katechizmy.

Osadzono go w mysłowickim areszcie śledczym. Tam pastwiono się nad nim i torturowano go. Brał też na siebie ciosy wymierzone w innych. Oprawcy mówili, że to albo wariat, albo... święty! Oby mieli rację. Bo proces beatyfikacyjny śląskiego kapłana jest w toku. Positio już przygotowane. Teraz potrzebne są opinie komisji historycznej i teologicznej. I dekret papieski potwierdzający męczeński charakter śmierci śląskiego kapłana.

W areszcie nie rozstawał się z różańcem. Wykonał go sam. Splótł go ze sznurka, a krzyżyk zrobił z drzazgi wyłupanej ze stołu. Modlitwa różańcowa dodawała mu siły.

W ostatnim liście napisał: „Pogrzebu mieć nie mogę, ale urządźcie mi na cmentarzu cichy zakątek, żeby od czasu do czasu ktoś o mnie wspomniał i zmówił za mnie Ojcze nasz”. Zgilotynowano go dokładnie 75 lat temu, 3 grudnia 1942 r. Jego ciało najprawdopodobniej spalono w KL Auschwitz. Symboliczny grób – zgodnie z jego wolą – znajduje się na starym cmentarzu parafii św. Marii Magdaleny w Chorzowie Starym.

aktualności