Hanik wytańczony

Łzy płyną po dwóch stronach: na widowni i na scenie, kiedy Teatr Cordis z Jastrzębia-Zdroju wystawia sztukę o błogosławionym księdzu Janie Masze.

Scena ze spektaklu Teatru Cordis

zdjęcie: Roman Koszowski /Foto Gość

2021-10-18

Czy życie bł. ks. Jana Machy można pokazać tańcem? Na pierwszy rzut oka zadanie wydaje się karkołomne: postać dość odległa w czasie, dramatyczny finał jej życia, osadzony w realiach historycznych, do których lekkość formy tanecznej zdaje się nie przystawać. A jednak znaleźli się odważni młodzi ludzie, którzy postanowili stworzyć spektakl taneczny o ks. Janie. To Teatr Cordis – grupa działająca przy parafii NMP Sprawiedliwości i Miłości Społecznej w Jastrzębiu-Zdroju. Gromadzi ona osoby, których pragnieniem jest ewangelizacja przez teatr. Zaczynali od parafialnych jasełek, dziś realizują ambitne przedsięwzięcia teatralne, w których ważną rolę odgrywa taniec. Co tydzień mają też w Jastrzębiu spotkania formacyjne prowadzone przez opiekunów: ks. Zbigniewa Pileckiego i ks. Wojciecha Sajdę.

Temat „Hanika” podrzucił Cordisowi ks. Radosław Adamiak, obecnie wikary z Piekar Śląskich-Kamienia, który wówczas pracował w Chorzowie Starym – macierzystej parafii ks. Jana Machy. – Zastanawialiśmy się w naszej parafii, jak spopularyzować postać ks. Jana – opowiada pomysłodawca. – Kiedy ks. Wojtek zaprosił mnie do Jastrzębia i obejrzałem dwa inne spektakle Teatru Cordis, nie miałem już wątpliwości, komu chciałbym powierzyć tę sprawę.

Ks. Radosław rozdał całej ekipie teatralnej egzemplarze książki dziennikarki „Gościa Niedzielnego” Agnieszki Huf „Zawsze myśl o niebie. – Nie powiem, żebym od razu podszedł do tematu z entuzjazmem – zwierza się Tomasz Tuszyński, założyciel i lider grupy, który jest  reżyserem i odtwórcą głównej roli w spektaklu „Hanik 1257”. Na co dzień pracuje w laboratorium górniczym, jest też instruktorem tańca. – Ten spektakl jest inny niż wszystkie, które graliśmy do tej pory. Dotąd podejmowaliśmy zwykle albo tematy współczesne, albo historie biblijne – na tyle odległe w czasie, że pozwalały na większą dowolność, umowność w przedstawieniu postaci. Tu zmierzyliśmy się z postacią z historii stosunkowo bliskiej, więc musieliśmy trzymać się faktów. W pierwszym zderzeniu z postacią ks. Machy pomyślałem sobie, że w ogóle nie jestem do niego podobny  Wprawdzie był niemal moim rówieśnikiem, bo zginął w wieku 28 lat, a ja mam obecnie 30, ale poza tym wiele nas różni. Janek wydaje się bardzo stonowanym, poważnym i konkretnym człowiekiem. Przy jego dojrzałości poczułem się trochę jak dzieciak. Ale zachwyciły mnie jego opanowanie, spokój, konsekwencja w dążeniu do celu i ogromna wiara.

Spektakl „Hanik 1257”, nazwany tak od liczby dni, które ks. Jan Macha spędził w kapłaństwie,   rozbija wszystkie stereotypy na temat teatru parafialnego. Od pierwszych chwil uderza profesjonalizmem w budowaniu emocji, reżyserskimi pomysłami, operowaniem skrótem, tanecznym przygotowaniem aktorów. Ostatnie sceny spektaklu okazują się najbardziej poruszające. Taniec w celi obrazuje walkę duchową bohatera skazanego na śmierć. Gilotyna – narzędzie zbrodni – staje się tu symbolicznym ołtarzem. Na finał z głośników płynie śpiew Joanny Smajdor, jastrzębianki znanej z programu The Voice of Poland: „Wypalaj mnie, niech Twoja moc mnie łamie, niech nic nie zostanie, tylko Ty”. Aktorom drżą ramiona, płaczą na scenie. – To nie jest udawane. Ten płacz jest autentyczny, oni tak to przeżywają – podkreśla ks. Radosław Adamiak.

Łzy płyną także na widowni. – Wielu widzów, przyzwyczajonych do teatru, w którym dominuje słowo, ma po raz pierwszy do czynienia z taką formą. Dzięki spektaklowi odkrywają, że poprzez taniec można tak dobrze pokazać emocje – komentuje ks. Wojciech Sajda. Po obejrzeniu sztuki trudno nie potwierdzić, że udało się to znakomicie.

aktualności