Kazanie wygłoszone 9 VII 1939

Kazanie wygłoszone 9 VII 1939 w kościele św. Marii Magdaleny w Chorzowie Starym; kazanie na 6-tą niedzielę po Świątkach: O opatrzności Bożej Kazanie na 6-tą niedzielę po Świątkach O opatrzności Bożej „Żal mi tego cudu”

2020-02-03

Najmilsi w Chrystusie Panu!

Bóg dobroci pełen widząc zgłodniałą rzeszę bez pokarmu, osłabioną, trwającą na słuchaniu jego nauki, a nie mającą czym się posilić, pyta się uczniów swoich – wiele chleba macie? A gdy tylko siedmioro między nimi chleba znalazł, cudownie mocą swoją go rozmnożył, że wystarczyło do nakarmienia zgłodniałych około 4-tysięcy ludzi i jeszcze kilka koszów ułomków zbyło.

Na cud tak wielki nie patrzała rzesza z zimną obojętnością, ale uznała Boga, wielbiła jego opatrzność, nazywała go Prorokiem, królem go swoim uczynić chciała, pełniła jego rozkazy i we wszystkim przystawała na jego rozporządzenie.

Cudem było znakomitym, dzisiaj opowiadane nakarmienie 4-tysięcznej rzeszy. Ale te cuda opatrzności po dziś dzień jeszcze się powtarzają na świecie, ale cóż, kiedy nam swoją ustawicznością spowszedniały, że je tylko jako jakąś powinność, albo zwyczajny bieg natury poczytujemy. Wszystko co jest nad nami i pod nami, dowodzi nam, że jest opatrzność. Gdzie tylko się obrócę, gdzie tylko zapuszczę myśl moją, gdzie podniosę uwagę, wszędzie trafiam na ślady niezaprzeczonej opatrzności. Wszystko widocznie nam ją wskazuje: Niebo, ziemia, powietrze, drzewa, kwiaty, zwierzęta i wszystkie żywioły wołają cichym, ale bardzo mocnym głosem, że jest opatrzność na świecie. O tej więc opatrzności chcemy dzisiaj rozważać w naszym kazaniu.

To prawda, że do opatrzności, jaką ona jest w istocie swojej, nie można się zbliżyć naszym pojęciem, chociaż nam jest najbliższą. Ale mimo to nie możemy zaprzeczyć istnienia opatrzności Bożej, bo o niej mówi Pismo św., stwierdza ją rozum, przemawia za nią historia, dowodzą jej codzienne doświadczenia.

Bóg o wszystkich stworzeniach pamięta, wszystkim wyznaczył pewien cel, wszystkim rządzi, i opiekuje się, czyli opatruje ich potrzeby. Ten akt Boski nazywamy opatrznością. Mędrzec Pański mówi: „Bóg miłuje wszystko co jest, dosięga od końca aż do końca, mocnie i rozrządza wdzięcznie” (Mądr. 8,1,11,26), a gdzie indziej: „Nie masz innego Boga, prócz Ciebie, który masz staranie o wszystkich. Twoja Ojcze opatrzność rządzi”. (Mat. 12.14). Ta opatrzność pamięta o najmniejszych stworzeniach, jak Pan Jezus zapewnia nas: „Izali dwóch wróbli za pieniądz nie sprzedają, a jeden z nich nie upadnie na ziemię bez Ojca waszego”. (Mat. 10,29).

Istnienie opatrzności stwierdza sam rozum. Pojęcie bowiem stwórcy wymaga rządów i opieki nad światem. Gdy bowiem Bóg świat ten stworzył, musiał tak światu całemu, jak i pojedynczym stworzeniom wytknąć jakiś cel i obmyśleć kierunek, aby stworzenia mogły cel swój osiągnąć. Stąd słusznie powiedział Tertulian1: „Kto wierzy w Boga, Stwórcę świata, ten wierzy także w jego opatrzność nad światem”. Nad to rozum ludzki badając już porządek w systemie planetarnym, już to prawidłowość i celowość widoczną w przyrodzie, już to np. budowę organizmów u zwierząt i ludzi, już to bieg wypadków w dziejach ludzkich, musi przyznać, że nie wszystko to jest wynikiem sił mechanicznych, ślepo i z konieczności działających, ale że kieruje tym wszystkim rozum najwyższy i Wola Wszechmocnego.

I historia przemawia za istnieniem Opatrzności Boskiej, świadcząc, że u wszystkich narodów istniała wiara w rządy i opiekę Boga nad ludźmi. O narodzie żydowskim wiemy ze Starego Testamentu, że Bóg sam przez Patriarchów i Proroków nim się szczególniej opiekował. A nawet u narodów pogańskich wiara w opatrzność Bożą była powszechna, czego dowodem jest mnóstwo bóstw opiekuńczych, którym stawiano ołtarze w domach i świątyniach, składano ofiary i polecano się w chwilach ważniejszych życia. A ileż jaśniej widać opatrzność w dziejach narodów chrześcijańskich.

Najwspanialszym atoli blaskiem jaśnieje Opatrzność Boża w dziejach Kościoła, tak, że na każdej ich karcie wypisane są słowa, „Palec Boży jest tu widoczny”.

Istnienie Bożej Opatrzności stwierdza w końcu doświadczenie codzienne, bo któż z nas nie doznał w życiu szczególnej opieki Bożej? Każdy po dłuższej rozwadze musi rzec: Bóg to sam sprawił, jego prawica wprowadziła mnie na tę, a nie inną drogę.

Pewnego dnia zawiadomiono św. Józefa Cottolengo, założyciela Małego Domku Opatrzności Bożej, iż zabrakło zapasów w spiżarni, więc kilkuset chorych nie będzie miało obiadu. Cottolengo uśmiechnął się tylko i kazał nakrywać w refektarzu. Nadeszła pora obiadowa, chorzy zasiedli do stołów, a na stołach pusto. Cottolengo zaczyna odmawiać modlitwy przed jedzeniem, aż oto słychać turkot wozów, wjeżdżających na podwórze Małego Domku. To Opatrzność Boża przysłała swym biedakom gotowy obiad. Oto pułk wojska otrzymał nagle rozkaz wymaszerowania na manewry. Rozkaz musiano spełnić bez zwłoki, nie było czasu na spożycie obiadu, więc też pułkownik kazał gotowy obiad zawieść do Małego Domku.

Takie przykłady można by opowiadać bez końca, bo są one częste, tylko my nie zwracamy na nie uwagi, one nam spowszedniały.

Albo inny przykład: Św. Proboszcz z Ars, miał pewnego razu wielkie zmartwienie. W założonym przez siebie sierocińcu, w którym zgromadził 60 sierot, zabrakło żywności. Biedny proboszcz nie miał ani grosza na kupno zboża, tak, iż nie pozostawało nic innego, jak odprawić sieroty. Żal jednak było św. Janowi tych sierot, postanowił więc szukać pomocy w Opatrzności Bożej. Polecił zebrać resztki ziarna, jakie się znajdowały w spichrzu, ukrył w nim relikwie św. Franciszka Regis, kazał dzieciom się modlić o chleb powszedni i sam najgoręcej zaczął polecać swe sieroty Boskiej opatrzności. Zagląda potem do spichrza – pusty dotychczas spichrz, w którym nie było więcej niż kilka garści zboża, zawalony był zbożem pod sam sufit. Nigdy, w czasach najbardziej pomyślnych nie miał św. Jan Vianney takiej obfitości zboża dla sierot.

Wprawdzie zamiary Boże są dla nas często nie zrozumiałe, według słów Dawida: „Sądy Twoje przepaść wielka”, lecz pochodzi to stąd, że my patrzymy tylko na chwilę obecną i chcemy by ona była dla nas korzystną. Bóg zaś obejmuje swoją opatrznością całe nasze życie i wieczność naszą, by nam ułatwić osiągnięcie ostatecznego celu. Dlatego szemrzemy często przeciw Bogu, dopuszczamy do siebie wątpliwości, czy też Bóg sprawiedliwie rządzi światem. My byśmy inaczej rządzili! Takie okrzyki wyrywają się nam z piersi. Ale czy słusznie?

Pobożny, ale cierpieniami mocno przygnębiony człowiek, w smutku swoim powątpiewać zaczął, czy Bóg troszczy się o dobro ludzi. To powątpiewanie, więcej niż niedola jego wyciskało mu łez i tak wycieńczony, ze łzami w oczach zasnął. Osobliwy miał teraz sen. Śniło mu się, że zabłąkał się w podróży. W tym zbliżył się ku niemu jakiś człowiek, który obiecał iść z nim i drogę mu pokazać. Tak zaprowadził przewodnik naszego pobożnego człowieka do domu człowieka, który przyjął ich bardzo uprzejmie. Gdy stąd wyszli, spostrzegł, że przewodnik zabrał potajemnie kubek złoty, który stał na boku. – Drugiego dnia wstąpili do złego człowieka, który zaledwie dał im kącik na odpoczynek i nic innego nie robił, jak jadł, pił i przeklinał: temu przewodnik zostawił kubek skradziony u pobożnego. Trzeciego dnia odwiedzili znowu cnotliwego gospodarza, który im wszelkich grzeczności nie szczędził. Temu, odchodząc, przewodnik podpalił om. – Czwartego dnia podobnież, nader zacny człowiek przyjmował ich z największą gościnnością i gdy mu przewodnik oznajmił, że nie zna dalszej drogi, gospodarz wyprawił z nimi własnego syna. Ale zaledwie przyszli do mostu, przewodnik porwał chłopca i wrzucił w bystrą rzekę, gdzie ten utonął. Tak niegodziwy uczynek oburzył nareszcie jego towarzysza, nie mógł już wytrzymać i zawołał: „O potworo, wolę sam błąkać się wśród najgęstszych puszczy, a nawet być pożartym przez zwierzęta drapieżne, niźli z tobą, co się dopuszczasz takich zbrodni dalej wędrować. Gdy to mówił, przewodnik przybrał blask niebieski i rzekł z godnością i powagą: Ucz się i podziwiaj drogi opatrzności. – Kubek który zabrałem pierwszemu, był zatruty i temu kto by się go dotknął, najszkodliwszy. Wziąłem go przeto pobożnemu, a dałem złemu za karę. Pod popiołem domu, który podpaliłem, jest ogromny skarb, który człowiek cnotliwy znajdzie i użyje na liczne dobre uczynki. Młodzieniec zaś, którego wrzuciłem w rzekę zamordowałby wkrótce własnego ojca, występkami swoimi byłby męczarnią dla matki, a hańbą dla swoich krewnych. – Przestań więc powątpiewać o Opatrzności i ucz się drogi jej, jeżeli ich nie pojmujesz, z pokorą uwielbiać”.

Najmilsi i my jesteśmy często podobni do tego pobożnego wątpiącego człowieka. Ale niech ten przykład będzie dla nas nauką. Rozumni rodzice muszą odmawiać dzieciom wielu rzeczy, które te w dziecinnej swej nierozwadze natrętnie się domagają i żądają. Tak też Bóg odmawia nam wielu żądz serca, bo szkodzić nam nie chce.

Człowiek mało umiejący może się uczyć od mądrego, bo ten więcej od niego wie. Tą rozumną regułą, choć na pozór prostą, powinniśmy się kierować i nie sądzić spraw których nie rozumiemy. W rzeczach ziemskich ludzie się tą zasadą rządzą, lecz w sprawach opatrzności Bożej, które są niepojęte i dla rozumu niedostępne, lubią się niejako spierać z Bogiem nieskończenie mądrym. Któż z was nie słyszał jeszcze narzekania na rządy Boże? Jak ludziom pomyślnie się wiedzie, wierzą i chwalą opatrzność Bożą, lecz niech Pan Bóg ześle trochę smutku i zmartwienia, już narzekają a czasem bluźnią. Czy to narzekanie jest rozumne? Nie, bo ani zmiany, ani ulgi nie przyniesie tylko serce rozgorycza i życie bardziej zatruwa.

Prawy chrześcijanin wie, że Opatrzność Boża dopuszczająca na nas różne przykrości i dolegliwości, nie na to je dopuszcza, by nas dręczyć, lecz aby nas wypróbować, uświęcić i zbawić. Prawy chrześcijanin wie, że za grzechy swoje zasłużył na większe kary, aniżeli te, które ponosi, nie narzeka na swój los, lecz mówi słowami Hioba: „Jeśliśmy przyjęli dobro z ręki Bożej, złego czemuż byśmy przyjąć nie mieli”.

Za dobrodziejstwa Opatrzności Bożej należy się Bogu wdzięczność. Wdzięczność ta ma być trojaka. Po pierwsze, mamy Boga uznawać za dawcę wszystkiego dobra. Chrześcijanin katolik wdzięczny Bożej opatrzności, nie przypisuje dóbr które posiada, swojej jedynie zręczności, - lecz uważa zdrowie, którym się cieszy, za dar Boży, majątek i powodzenie za błogosławieństwo niebios, a na drodze życia swego, widzi plany i zrządzenia Boże. Każde wewnętrzne napomnienie jest dla niego głosem miłości Bożej.

Prawdziwa jednak wdzięczność nie ogranicza się do samego uczucia, lecz i ustami chwalić będzie miłosierną opatrzność Bożą.

Największym atoli stopniem wdzięczności jest dopiero wdzięczność okazana uczynkami. Nie uczuciem samem, nie słowami tylko okazuje Bóg swoją względem nas Opatrzność, lecz czynami wielkimi. Dlatego czynem za tę Opatrzność odpłacić winniśmy.

Poddajmy się chętnie rozrządzeniu największej Opatrzności we wszystkim, uwielbiajmy ją tak w szczęściu jak i cierpieniach, a wiedząc o tym doskonale, że wszystko pochodzi od Boga, bądźmy za dobre wdzięczni, złe zaś, które na nas dopuszcza znośmy cierpliwie. Wołajmy do tego Boga: „Bądź wola Twoja, jako w niebie, tak i na ziemi”. A wtedy Bóg widząc nas nie odstępujących od siebie i spragnionych jego boskiego pokarmu, i do nas powie „Żal mi tego ludu” i nasyci nas swoim chlebem niebieskim, a potem przyjmie do siebie. Amen.

Wygłoszono: 9.VII.39 r. Chorzów Stary.

Kazania