Pan dał, Pan wziął. Kim był Joachim Gürtler stracony z ks. Janem Machą?

Kleryk Joachim Gürtler był jednym z najbliższych współpracowników ks. Machy. Razem z księdzem zapłacił życiem za konspiracyjną działalność charytatywną. Jego grypsy z więzienia są świadectwem losów aresztowanych członków grupy ks. Machy.

2021-10-26

 

Urodził się 1 listopada 1918 r. w Rudzie. Był synem Szymona Gürtlera oraz Zofii z domu Migura. Chrzest św. otrzymał 10 listopada 1918 r. w kościele św. Józefa w Rudzie. W jedenastym roku życia przystąpił do Pierwszej Komunii św. Siedem lat później – w 1936 r. przyjął sakrament bierzmowania z rąk bp. Teofila Bromboszcza. W 1938 r. ukończył komunalne gimnazjum koedukacyjne w Rudzie Śląskiej typu humanistycznego oraz zdał egzaminu dojrzałości. Posiadał ośmioro rodzeństwa – dwóch braci i sześć sióstr.

Jego ojciec, który był komendantem dworca kolejowego w Rudzie, brał czynny udział w plebiscycie oraz w III powstaniu górnośląskim jako „czołowy”. Był także prezesem chóru kościelnego. Cała rodzina była znana jako szczerze religijna i przywiązana do Kościoła. Wiara i modlitwa towarzyszyły Joachimowi przez całe życie. Zarówno on, jak i jego brat Józef byli ministrantami.

25 maja 1938 r. Joachim zgłosił się do Wyższego Śląskiego Seminarium Duchownego w Krakowie, w którym ukończył pierwszy rok formacji. W podaniu do seminarium argumentował, że pragnie „poświęcić się studiom teologicznym, aby powiększyć w przyszłości szeregi Sług Bożych”. Później w jednym ze swoich grypsów wysłanych do rodziny napisał, że na studia teologiczne szedł z zapałem pracy dla Chrystusa, pracy uciążliwej, ale „zapatrzony na te sprawy życia kapłańskiego tak, jak został wychowany przez rodziców”. W seminarium należał m.in. do koła starszoharcerskiego. Po wybuchu wojny regens seminarium wręczył każdemu klerykowi 50 zł oraz zaświadczenie dla innych seminariów i kazał im uciekać w stronę Sandomierza, mówiąc: „Niech każdy ratuje się jak może”. Joachim jeszcze we wrześniu wrócił do domu.

W konspiracji

Wybuch wojny niósł ze sobą terror wobec wszystkich, którzy okazywali swoje przywiązanie do polskości. Także w Rudzie, która była silnym bastionem polskości, z powodu represji okupanta wiele rodzin straciło jedynych żywicieli. Ichsytuacja była częstym tematem rozmów Joachima z ks. Janem Machą, wikarym w parafii św. Józefa, z której pochodził. Ks. Jan stanął na czele grupy akademickiej, do której należeli: Teodor Tkocz, Joachim Gürtler, Alfred Musioł, mgr Jerzy Pokorski, inż. Karol Latoska, Roman Wróbel. Nawiązali oni kontakt z harcerzami z gimnazjum, a pod koniec września 1939 r. przyjęli konspiracyjny kryptonim „Konwalia”, co zapoczątkowało scalanie organizacji konspiracyjnych z terenu całej Rudy. Tak powstała dobrze rozwinięta formacja, która weszła w skład organizacji Polskie Siły Zbrojne.

Z inicjatywy ks. Machy w jej ramach stworzono wydział opieki społecznej, mający pomagać rodzinom, które ucierpiały z powodu terroru okupanta. Wykorzystano fakt, że pomimo zakazu ludzie przynosili do kościoła różne paczki z podstawowymi produktami. Były one następnie paczkowane przez rodzinę Gürtlerów i zostawiano je na wycieraczkach mieszkań. Pukano do drzwi i uciekano, aby nie zdradzić tożsamości dobroczyńców. Pieniądze były dostarczane w zaklejonych kopertach. Znajdowały się na nich nazwiska osób, dla których pomoc była przeznaczona. Rozdawano ją raz w miesiącu bądź wedle potrzeby danej rodziny. Odpowiedzialnymi za rozdzielanie środków byli m.in. Leon Rydrych oraz Joachim Gürtler.

W grudniu 1939 r. ks. Jan Macha przywiózł z Katowic 5 egzemplarzy gazetki konspiracyjnej „Ku Wolności”. Kierownictwo organizacji podjęło decyzję, aby teksty w niej zawarte zostały przepisane na maszynie, powielone w liczbie ośmiuset sztuk i „rozesłane na terenie całego inspektoratu w okresie przedświątecznym”. Później postanowiono wydawać własną gazetkę pod nazwą „Świt”, którą redagował Alfred Musioł. Powstawała na probostwie w pokoju ks. Jana. Przepisywała ją siostra Joachima –Agnieszka. Następnie gazetki były powielane w domu Gürtlerów, który znajdował się 100 metrów od probostwa. W związku z obawami przed ujawnieniem ta działalność wydawnicza została wkrótce przerwana.

30 kwietnia 1940 r. został aresztowany Szymon Gürtler, ojciec Joachima. 5 maja 1940 r. trafił do KL Dachau, a później do KL Mauthausen-Gusen, gdziezmarł 27 października 1940 r.Jego śmierć zmusiła Joachima do podjęcia pracy w celu utrzymania rodziny. Zatrudnił się w Łabędach jako robotnik montażowy. Mimo dodatkowych obowiązków nie zrezygnował z dalszej współpracy z ks. Machą.

„Na śmierć”

Działalność grupy została przerwana aresztowaniem ks. Jana Machy we wrześniu 1941 r. na dworcu w Katowicach. Znalazł się tam w związku z planowanym spotkaniem z Józefem Skrzekiem oraz Alojzym Targiem. Kapłanowi towarzyszyli dwaj ministranci, którzy mieli mu pomóc w przewiezieniu z Katowic do Rudy Śląskiej katechizmów. Ich obecność była prawdopodobnie kamuflażem dla podróży konspiracyjnej. Ponieważ ks. Macha wiedział, że jest śledzony przez gestapo, wziął ze sobą jeszcze Józefa Gürtlera oraz Wincentego Pysza, którzy mieli go obserwować.

Po tych wydarzeniach Józef wrócił do domu i poinformował brata Joachima o aresztowaniu księdza. Natychmiast udali się z pracującą na probostwie siostrą do pokoju księdza, aby usunąć konspiracyjne dokumenty. Niestety inne pozostały u nich w domu i zostały znalezione, gdy trzy godziny później weszło tam gestapo i aresztowało wszystkich braci. Trafili do tymczasowego więzienia policyjnego w Mysłowicach.Tam dołączył do nich ks. Jan Macha. Wszyscy zostali przewiezieni na oddział ciężki zwany jedynką.

Aresztowania były spowodowane prawdopodobnie donosem Franciszka Jaskuli, który chciał od Joachima wyłudzić pieniądze. Ponieważ za drugim razem mu się to nie udało, złożył donos. Te domysły potwierdziły później zeznania strażnika więziennego Michała Mądrego. Zeznał on, iż organizacja została zdekonspirowana przez mężczyznę „pijaka albo przynajmniej w pijanym stanie”, który miał czynić zarzuty ks. Janowi Masze, że Polacy więcej otrzymują pomocy od Niemców. Pogrążyły ich także listy znalezione przy nich podczas zatrzymania.

W Mysłowicach znaleźli się w pomieszczeniu, gdzie w dwóch rzędach stały trzypiętrowe łóżka, otoczone drutem kolczastym. Na łóżkach w milczeniu leżeli więźniowie. Kary cielesne były wymierzane z byle powodu. Więźniowie byli bici podczas przesłuchań aż do omdlenia, co zdarzało się kilka razy podczas jednego przesłuchania. Joachim twierdził, że śledztwo było tak okrutne, że każdy miał prawo się załamać.

Więźniowie otrzymywali mało jedzenia. Jednak w nie lepszych warunkach bytowała także obsługa aresztu, dlatego ilekroć rodziny przysyłały aresztantom paczki z żywnością, rozkradali je strażnicy. Joachim otrzymywał w paczkach wyprane ubrania i jedzenie. Swoją rodzinę instruował, żeby wysyłała jedzenie wyglądające niesmacznie i lekko przypalone, aby wszystko do niego dotarło.

Paczki z jedzeniem mogły być przywożone trzy razy w tygodniu, a z praniem raz na tydzień. Joachim wykorzystał to do pisania grypsów z więzienia. Dziś posiadają one wielką wartość historyczną. Oprócz grypsów korzystał z legalnej, oficjalnej korespondencji pisanej w języku niemieckim, w której odbiorcy odpowiadali umówionym kodem, że otrzymali gryps. Grypsy były umieszczane na dnie paczki i zaklejane chlebem lub przyszywane jako łaty do ubrania.

28 styczni 1942 r.Joachim Gürtler został przewieziony do więzienia w Mysłowicach. Stamtąd nie można już było wysyłać paczek, dlatego skończyła się możliwość grypsowania. Więzień mógł wysyłać do bliskich jedynie list w języku niemieckim. Jedzenie w więzieniu było lepsze niż w areszcie śledczym, ale nadal bardzo mizerne. Aby otrzymać dodatkową żywność, Joachim podjął w więzieniu pracę.

Między 4 marca a 3 kwietnia 1942 r. otrzymał akt oskarżenia. Nie znał jeszcze dnia rozprawy, ale poznał już nazwisko swojego obrońcy. Był nim adwokat Kurt Waldera z Zabrza. Sprawa miała się toczyć jednocześnie ze sprawą ks. Jana Machy oraz Leona Rydrycha. Joachim spotkał się ze swoim obrońcą, który namówił go do podpisania volkslisty, co miało ułatwić obronę. Prawdopodobnie otrzymał IV grupę.

17 lipca 1942 r. odbył się proces sądowy, który zakończył się wyrokiem śmierci wydanym przez Drugi Senat Karny Sądu Wojewódzkiego dla trzech rudzkich działaczy: ks. Jana Machy, Joachima Gürt­lera i Leona Rydrycha. Oskarżeni mieli wychodzić pojedynczo z sali sądowej, przy czym każdy z nich wypowiedział tylko dwa słowa – „na śmierć”. Następnie zostali zaprowadzeni do katowickiego więzienia mieszczącego się przy ulicy Mikołowskiej 10a w Katowicach na tzw. blok B1 przeznaczony dla więźniów oczekujących na wykonanie kary śmierci. Z zapisków kapelana więziennego ks. Joachima Beslera SVD wynika, że wszyscy trzej mogli przystępować do spowiedzi świętej w sobotę, natomiast w niedzielę przed Mszą Świętą była im udzielana Komunia Święta. Więźniowie z oddziału B1 nie mogli uczęszczać do kaplicy więziennej.

19 listopada 1942 r. wyrok śmierci na rudzkiej trójce został zatwierdzony. 2 grudnia,4 godziny przed śmiercią, wszyscy napisali listy do rodzin i skorzystali z sakramentu spowiedzi oraz otrzymali wiatyk. Joachim pisał do swojej mamy, aby nie płakała po jego śmierci, ponieważ pokazałaby przez to, że nie potrafi pogodzić się z wolą Bożą. Pisał do niej: „Powiedz sobie: Pan dał, Pan wziął, niech Imię Pańskie będzie błogosławione! – Nie moja, ale Twoja niech się stanie wola, Panie”. Cała trójka została zgilotynowana o północy z 2 na 3 grudnia 1942 r., a ich ciała spalono w KL Auschwitz.

Ks. Bartłomiej Bober

Wyrok