Ks. Jan Macha – skazany na śmierć za dzieła miłosierdzia czy zdradę stanu?

Podczas konfrontacji z watykańskimi ekspertami, historykami i teologami postulator musiał szczegółowo wyjaśnić, jak należy rozumieć motywy aresztowania ks. Machy i wydania na niego wyroku śmierci. Palącą kwestią stało się zmierzenie z pytaniem, dlaczego w uzasadnieniu tego wyroku pojawiło się sformułowanie „Hochverrat” (zdrada stanu).

2020-04-30

Ksiądz Jan Macha nie czynił niczego, co godziłoby w państwo niemieckie. Jego działalność charytatywna nie miała nic z działalności politycznej. Realizował przede wszystkim zalecenie Jezusa Chrystusa: „Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40). W encyklice Mit brennender Sorge, opublikowanej 14 marca 1937 roku i krytykującej teologiczne aspekty polityki prowadzonej przez Niemcy rządzone przez Hitlera, papież Pius XI zwracał się z apelem do kapłanów, by w obliczu ideologii narodowosocjalistycznej nie sparaliżował ich lęk, by nie zaniechali wspierania najbardziej potrzebujących:

 „Nie ustawajcie, drodzy synowie i uczestnicy świętych tajemnic, w naśladowaniu wiecznego Arcykapłana Jezusa Chrystusa w Jego miłości i samarytańskiej trosce. […]. Okazujcie zwłaszcza miłość pełną litości wszystkim, którzy są wam powierzeni, przede wszystkim znajdującym się w niebezpieczeństwie, słabym i chwiejnym. Dla wiernych bądźcie przewodnikami, dla chwiejących się podporą, pouczajcie wątpiących, pocieszajcie smutnych, a wszystkim nieście bezinteresownie pomoc i radę” (Pius XI, Mit brennender Sorge, 52).

Z koli biskup katowicki Stanisław Adamski w przededniu wybuchu II wojny światowej, 30 sierpnia 1939 r., napisał list pasterski do diecezjan (został odczytany w kościołach w niedzielę 3 września 1939 r.). Znalazł się w nim następujący apel:

„Więcej niż kiedykolwiek łączcie się z kapłanami Waszymi, opiekujcie się rodzinami tych, co za Was walczą, aby pomagać bliźnim i cierpiącym w imię Chrystusa, który rzekł: »Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, Mieści uczynili«”[1].

Na postawę sługi Bożego miał zapewne wpływ również apel zamieszczony w tygodniku katolickim „Gość Niedzielny” z dnia 17 września 1939 r. Jego autorzy zwracali się do wszystkich ludzi dobrej woli o to, by nie pozostali obojętnymi i nieczułymi na potrzeby innych:

„(…) Wiemy, że w obecnych warunkach wojennych o pomoc trudno, niemniej przy dobrej woli niejedno da się zrobić. O tę dobrą wolę chodzi. Niech nasza ludność katolicka, ta, która nie była dotknięta ostatnimi przejściami, okaże dobrej woli jak najwięcej, niech każdy, kto tylko może, pospieszy z pomocą i przyczyni się do tego, by dotknięci stratami w nieszczęściu swoim znaleźli chociażby częściową ulgę. Nie wątpimy, że apel nasz do litościwych serc katolików nie będzie bezowocny. Dobrze będzie zwrócić się przy tego rodzaju akcji do miejscowego duszpasterza. Udzieli on chętnie swojej rady i w niejednym będzie mógł być pomocny. (…) Nasza działalność charytatywna musi obejmować wszystkich, bez względu na zapatrywania polityczne tej czy innej osoby.(…) Miłosierdzie musi być wspólne wszystkim chrześcijanom, zaś wojowanie to wyłącznie sprawa żołnierzy”[2].

Trzeba to wyraźnie stwierdzić, że sługa Boży pomagał wszystkim, niezależnie czy byli Polakami czy Niemcami. Wskazują na to relacje świadków (Positio[3], s. 200, 230). Wielu ludzi (świeckich i duchownych) wspierało jego działalność. Wśród przekazujących dary materialne i pieniądze byli również Ślązacy „przychylający się do niemieckości”. Sługa Boży pisze o tym w liście wysłanym do rodziców 21 lipca 1942 r., sugerując, że osoby wpisane na niemiecką volkslistę można powołać na świadków, by wyjaśniły, na czym polegała jego działalność (Positio, s. 332).

Sługa Boży był kapłanem posłusznym Kościołowi i jego misji! Podejmował samarytańską działalność, o której napisał Pius XI. Trzeba widzieć ją w kontekście sytuacji kościelnej działalności charytatywnej w diecezji katowickiej w ówczesnym czasie. Zresztą jego aktywność nie była odosobniona. Podobną prowadził ks. Ignacy Jeż w parafii Wniebowzięcia NMP w Chorzowie Batorym. Tam parawanem dla tej działalności był ks. Lokay, Niemiec. Jego obecność w parafii zapobiegała zbytniej dociekliwości ze strony gestapo. Jak wspominał ks. I. Jeż, chorzowska grupa charytatywna nie miała struktur organizacyjnych w postaci statutu, władz, itp., i to było jednym z powodów, że jej działalność nigdy nie została ujawniona. Sytuacja sługi Bożego była w tym zakresie trudniejsza, gdyż jego nie miał kto ochronić, ponieważ proboszcz parafii w Rudzie Śląskiej, ks. Jan Skrzypczyk, sam się musiał ukrywać przed Niemcami.

Nawet w kurii diecezjalnej w Katowicach istniała komórka konspiracyjnej pomocy charytatywnej! Było to w tym samym okresie, kiedy prowadził działalność charytatywną sługa Boży. W monografii ks. Myszora poświęconej okupacyjnym dziejom diecezji katowickiej czytamy:

„Poza oficjalną działalnością Caritasu uznanego przez władze niemieckie, pod przewodnictwem ks. Bolesława Kominka w kurii zorganizowany został swego rodzaju punkt pomocy charytatywnej o szerokiej działalności. […] Ks. Bolesław Kominek w kurii był oficjalnie zatrudniony na etacie referenta duszpasterskiego. O tej drugiej stronie jego działalności wiedziało stosunkowo duże grono księży kurialnych, a przede wszystkim biskupi, którzy wspierali ją także finansowo. Wiedzieli o niej także wikariusze generalni – Niemcy. I oni także wspomagali tę akcję finansowo”[4].

Pomoc organizowana przez ks. Kominka docierała m.in. do więźniów obozów koncentracyjnych oraz ukrywających się Żydów.

Ksiądz Jan Macha w taką właśnie działalność charytatywną był włączony. Nie może więc dziwić fakt, że bronił go wikariusz generalny ks. Franz Wosnitza, pisząc listy wstawiające się za uwięzionym i skazanym kapłanem. On sam nie widział nic niewłaściwego w charytatywnej działalności młodego kapłana! Nie odczytywał tego jako „zamachu stanu” czy „działania na szkodę państwa niemieckiego”! Po śmierci sługi Bożego ks. Wosnitza, wikariusz generalny, nazwał ks. Machę wręcz „męczennikiem chrześcijańskiej Caritas”! Pisał tak o nim duchowny, który sam po wojnie był wysiedlony z terenu diecezji katowickiej, bo władze komunistyczne uznały go za Niemca i współpracownika nazistów w czasie okupacji![5]

W pierwszym powojennym poważnym opracowaniu dotyczącym represji wobec księży diecezji katowickiej „Z dziejów duchowieństwa śląskiego w czasie wojny”, którego autorem był Edward Wichura-Zajdel, znajdujemy następującą wzmiankę:

„[Ks. Jan Macha] już w r. 1940 przystąpił do szerokiej akcji dobroczynnej, która miała na celu pomoc jeńcom wojennym i więźniom polskiego pochodzenia. Za tę działalność został aresztowany we wrześniu 1941 r. Ks. Macha przez szereg tygodni był poddawany przeróżnym torturom. Zahartowany w biedzie i niewygodach, zniósł wszystkie te katusze i nie zdradził nikogo ze swych współtowarzyszy. A jednak, aby »prawu« stało się zadość, niemieckie władze policyjne skierowały całą tę sprawę na drogę sądową. Chodziło zapewne o to, aby tej perfidnie zmontowanej historii nadać właściwy rozgłos i zastraszyć tych, którzy się jeszcze nie ujawnili…”[6].

Tu znajdujemy kolejny powód, dla którego ks. Jan Macha został surowo osądzony i zginął męczeńsko za swą działalność. „By »prawu« stało się zadość” i by zastraszyć innych, którzy chcieliby prowadzić podobną działalność charytatywną wspierającą „wrogów” systemu totalitarnego.

Może pojawić się pytanie, dlaczego ks. Jan Macha nie był zachęcony przez rządców diecezji, jak inni księża katowiccy, do opuszczenia terenu diecezji i ukrywania się? Czyżby zlekceważono grożące mu niebezpieczeństwo? Trzeba to z mocą podkreślić, że sługa Boży nie opuścił diecezji, nie ukrywał się, bo ani on, ani rządcy diecezji (najpierw biskup, a potem wikariusze generalny) nie uważali, by działalność charytatywna, jaką podejmował wobec będących w potrzebie, szczególnie zaś osób dotkniętych konsekwencjami wojny, godziła w jakikolwiek sposób w III Rzeszę. Jego zaangażowania w pracę charytatywną, choć ukrytą, nie uważano za włączanie się w ruch oporu, w działalność podziemia zbrojnego.

Szukałem analogii w prowadzonych już procesach beatyfikacyjnych. I znalazłem. Sprawa sługi Bożego Jana Machy jest analogiczna do sprawy bł. Czesława Jóźwiaka, wychowanka salezjańskiego, który znalazł się w grupie 108 męczenników II wojny światowej, beatyfikowanych 13 czerwca 1999 r. przez św. Jana Pawła II. Należy do tzw. Piątki Poznańskiej, czyli grupy pięciu wychowanków salezjańskich, którzy w 1941 roku zostali aresztowani przez gestapo i podobnie jak ks. Macha zgilotynowani.

Czesław Jóźwiak od 10. roku życia był związany ze szkołą salezjańską. Należał także do harcerstwa. Był prezesem Towarzystwa Niepokalanej. Z czasem stał się niekwestionowanym autorytetem dla innych chłopców z oratorium. Cechy przywódcze współgrały w nim z ogromną życzliwością i gotowością niesienia pomocy. Organizował zawody sportowe, występował w przedstawieniach, śpiewał w chórze, gromadził wokół siebie młodszych chłopców. We wrześniu 1939 walczył na froncie. Po klęsce wrócił do Poznania. Jak przed wojną spotykał się z innymi wychowankami salezjańskiej szkoły w kółkach młodzieżowych, w oratorium salezjańskim. Zbierali się, aby pogłębiać swoją wiarę, poznawać charyzmat salezjański, kształtować sumienie. W tych spotkaniach nie było nic wojskowego czy politycznego. Ze względu na to, że kościelne stowarzyszenia zostały rozwiązane, ich spotkania odbywały się w sposób tajny. Inwigilowani przez policję niemiecką zostali w końcu aresztowani i postawieni przed sąd.

Czesława Jóźwiaka aresztowano 23 września 1940 r. Trafił do hitlerowskiego obozu w Forcie VII i więzienia przy ulicy Młyńskiej w Poznaniu. W tym więzieniu na skutek odniesionych obrażeń podczas tortur został skierowany do izby chorych. 16 listopada 1940 przewieziono go do Wronek, potem do więzienia sądowego w Berlinie – Neukölln (23 kwietnia 1941), a w maju 1941 roku do więzienia Zwickau. 1 sierpnia 1942 otrzymał wyrok śmierci. Stracony na gilotynie 24 sierpnia 1942 roku w Dreźnie.

Ponieważ był liderem dla młodzieży chrześcijańskiej, uważano go za przeciwnika ideologicznego i jako takiego przeznaczono do eliminacji. Potwierdza to jego proces. Oficjalny akt oskarżenia, opublikowany później i rozwieszony na tablicach informacyjnych w Poznaniu dzień po egzekucji, głosił, że jest winny „przygotowania przedsięwzięcia o charakterze zdrady głównej” i dlatego został skazany na karę śmierci[7].

Podobny los spotkał jego czterech kolegów: Edwarda Klinika, Franciszka Kęsego, Jarogniewa Wojciechowskiego i Edwarda Kaźmierskiego.

Na przykładzie Czesława Jóźwiaka w sposób szczególny widać, że prześladowca – okupant niemiecki – ukrył główny motyw, dla którego zostali aresztowani, osądzeni i zabici młodzi wychowankowie salezjańscy. A było nim ich związanie z Kościołem, wiara, spotkania formacyjne, zrzeszanie się. Jako jedyny powód ich skazania na karę śmierci podano natomiast „przygotowania przedsięwzięcia o charakterze zdrady głównej”, czyli „zdradę stanu”.

Dokładnie tak samo brzmiała sentencja wyroku śmierci wydana na sługę Bożego ks. Jana Machę!

Dlaczego otrzymał wyrok śmierci? Bo nie podporządkował się prawu niemieckiemu. Dlaczego nie podporządkował się prawu niemieckiemu? Bo ponad prawem jako chrześcijanin, jako kapłan stawiał sumienie i służbę Bogu oraz człowiekowi. Bo zareagował po kapłańsku, jak „dobry pasterz”, bo zatroszczył się o „owce”. Niemieccy naziści, jak wszyscy inni prześladowcy Kościoła, maskują swoje prawdziwe zamierzenia. Nie występowali jawnie przeciw Bogu i Kościołowi, ale twierdzili, że trzeba zrobić porządek z tymi, którzy występują przeciw władzy lub państwu. Tak postępowały i postępują wszystkie totalitaryzmy.

Charakter ukryty, konspiracyjny, organizacji założonej przez sługę Bożego nie wziął się z tego, że była to organizacja wymierzona przeciwko Rzeszy Niemieckiej, ale z tego, że nie można było w sposób jawny udzielać pomocy niektórym osobom, które takiej pomocy potrzebowały, ale zabraniał udzielać jej niemiecki okupant.

Nic nie wskazuje na zorganizowany opór wojskowy. Z pewnością postać ks. Machy nie umknęła uwadze niemieckiej policji politycznej, ponieważ był znany w parafii jako dobry organizator, skupiający wokół siebie młodych. Przed wojną należał do Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży, był harcerzem, człowiekiem niezwykle przedsiębiorczym i lubianym przez młodych. Z tego powodu uważany był za przeciwnika ideologicznego i jako taki został przeznaczony do eliminacji.

Potwierdza to proces, rozumiany ściśle w kategoriach politycznych. Oficjalny akt oskarżenia oraz wyrok zawierają poważne oskarżenie: „przygotowanie do zdrady państwa”. Ze świadectw jasno wynika, że został aresztowany, był prześladowany i skazany na śmierć zarówno jako kapłan, organizator „Opieki Społecznej”, jak i człowiek, który był niekwestionowanym autorytetem wśród młodych, których pociągał do realizacji chrześcijańskiej Caritas.

Warte zauważenia jest również i to, że sługa Boży nie kontaktował się z więzienia z rodziną za pomocą grypsów, gdyż nie miał sobie nic do zarzucenia i nie musiał informować bliskich o czymś, co mogłoby być istotne, gdyby był zaangażowany w działalność konspiracyjną niezwiązaną z dziełami charytatywnymi. On nie miał nic do ukrycia! Uważał, że prawda sama się obroni! Stąd też ogromny spokój emanujący z jego listów.

Jak jeszcze należy odczytywać wyrok wydany na księdza Machę? Zarzuty mu stawiane trzeba odczytywać w kontekście ataków na Kościół i duchowieństwo. Najbardziej aktywnych księży starano się wyeliminować ze społeczeństwa i szukano podstaw dla ich aresztowania i zabicia. Według Otto Ogiermanna (opisał proces bł. ks. Bernarda Lichtenberga z Berlina) istniał plan oskarżenia Kościoła o zdradę stanu. Ta informacja była niezwykle istotna w prowadzonym procesie, w którym wobec sługi Bożego użyto tego właśnie oskarżenia, twierdząc, że jego postawa i prowadzona działalność nosiły znamiona zdrady stanu:

„Po »ostatecznym zwycięstwie« miano postawić pod sąd katolickich biskupów niemieckich za zdradę stanu. […] Tajna konferencja specjalistów do spraw kościelnych dnia 22 i 23 września 1941 roku używa wyrażenia »końcowy obrachunek« z Kościołem, a Gestapo za ostateczny cel w walce z Kościołem uważa rozbicie wyznaniowych Kościołów przy pomocy materiałów wcześniej zebranych, aby na ich podstawie oskarżyć Kościół o zdradę”[8].

Himmler, główny zwierzchnik SS i szef policji, przenosił te założenia na konkretną taktykę. Ujmował to wprost:

„W naszych czasach już więcej nie będzie można stać się męczennikiem. My już o to się zatroszczymy. Sprawimy, że ludzie tego rodzaju pójdą w zapomnienie”[9].

Himmler kontynuował dalej tę myśl, dając następujące zalecenia: - „Aparat III Rzeszy nie może wykreować ich na męczenników, ale ma ich pokazać jako przestępców. Obraz wyznania wiary w Chrystusa należy usunąć, a służących Kościołowi zniesławić jako politykujących urzędników kościelnych, których postępowanie jest „zdradą stanu, a przy tym szczytową formą zakłamania”. Zupełnie odmiennie niż w starożytnym Kościele, w Rzeszy nie będzie żądania formalnego wyparcia się Chrystusa, czego domagano się przy składaniu ofiar cesarskich. Teraz natomiast, dzięki nowemu podejściu, obraz Kościoła i jego funkcjonowanie będą coraz bardziej zaciemniane i odpowiednio kształtowane, aby w pełni „dostosować kwestie religijne do celów politycznych” i stworzyć „katolicyzm polityczny”[10].

Ks. profesor Jerzy Myszor, historyk Kościoła, próbując zrozumieć sytuację, w jakiej znalazł się ks. Jan Macha, stwierdza:

„Okupant zakładał śmierć wszystkich, którzy byli zaangażowani w działalność wspomagającą ludność okupowaną. Ks. Jan musiał zginąć, ponieważ jego zaangażowanie charytatywne było oceniane jako zdrada stanu” (Positio, s. 263).

I dodawał, iż w jego opinii niemieccy prokuratorzy w zależności od okoliczności za zdradę stanu mogli uznać wszelkie formy niepodporządkowania się okupantowi i stanowionym przez niego prawom (Positio, s. 263). Uzasadniając wyrok, sąd praktycznie pominął charytatywny charakter organizacji Opieka Społeczna, koncentrując się na przypisaniu jej znamion zdrady głównej. Zgodnie z tym uzasadnieniem ks. Macha dopuścił się tego czynu przez podporządkowanie Opieki Społecznej Polskim Siłom Zbrojnym i chciał realizować cele tej drugiej, to jest przygotować powstanie zbrojne, aby siłą restytuować państwo polskie. Sąd nie dał wiary wyjaśnieniom ks. Machy, że jego wewnętrzne przekonania nie pozwalałyby mu działać w organizacji o charakterze bojowym czy siłowym. Sąd pominął również to, że poza zbieraniem składek i sporządzaniem raportów członkowie organizacji stworzonej przez ks. Machę nie zajmowali się inną działalnością, nie zabezpieczono przy nich broni czy ładunków wybuchowych.

Należy podkreślić, że sługa Boży na żadnym etapie śledztwa oraz podczas rozprawy nie zgodził się z oskarżeniami, nie rozumiał ich i nie przyznał się, że prowadził działalność polityczną i że jego zamiarem było nawoływanie do buntu przeciw III Rzeszy. W akcie oskarżenia przedstawionym na początku marca 1942 roku odnotowano:

„Oskarżony Macha twierdzi wprawdzie, że »Opiekę Społeczną« założył wyłącznie z własnej inicjatywy, nie jako organizację afiliowaną do Służby Zwycięstwa Polsce, lecz po śmierci ojca Gürtlerów jako wyłącznie stowarzyszenie dobroczynne dla znajdujących się w nędzy Polaków” (Positio, s. 302).

Sługa Boży nie utożsamia swej aktywności z działaniem przeciwko komukolwiek! To oprawca, oskarżyciele związali jego katolickość z polskością! W przypadku ks. Machy to jednak postawa chrześcijańska, idąca w parze z patriotyzmem, nakazywała mu stanąć przy potrzebujących pomocy.

Sędziowie wydający wyrok dopuścili się wobec ks. Jana Machy czynu zabronionego, określonego w niemieckim prawie karnym jako „naginanie prawa” w rozumieniu § 336 StGB, w postaci „fałszywego” zastosowania prawa do popełnionego faktycznie czynu niestanowiącego przestępstwa lub stanowiącego przestępstwo zupełnie innego rodzaju (tj. jego subsumcji pod przepis prawa z naruszeniem reguł kwalifikacji prawnokarnej czynu). Sąd skazał ks. Jana Machę, niosącego pomoc charytatywną potrzebującym, na karę śmierci, bo jako duchowny cieszący się wielkim autorytetem reprezentował ideały chrześcijańskie podważające ideologię narodowosocjalistyczną[11].

Wskazuje na to wypowiedź przedstawiciela władz szkolnych z Katowic, wygłoszona na zjeździe nauczycieli niemieckich w 1941 roku, że jednym z głównych czynników bałamucenia ludności śląskiej, ludności pochodzenia niemieckiego, byli i są księża. Tam, gdzie egzystuje ksiądz polski, nigdy nie może nastąpić dostatecznie głęboka asymilacja tej ludności z narodem niemieckim. Dla dobra więc narodu niemieckiego elementy te muszą być bezwzględnie wyniszczone. III Rzesza nie może popełnić błędów Niemiec cesarskich[12].

Prokurator Ewa Koj dodaje w tym kontekście:


„Przy wielu wyrokach wydawanych w tym czasie nadużywano prawa, kwalifikacja czynu była niezgodna z faktycznym czynem po to, aby móc wydać wyrok skazujący. Postępowanie prokuratorskie w procesie Machy było prowadzone w kierunku zdrady głównej przeciwko Trzeciej Rzeszy – zdrady stanu” (Positio, s. 272).

Sługa Boży działał w realiach państwa okupacyjnego. Jego aresztowanie i skazanie należy rozpatrywać w kontekście skomplikowanej sytuacji Kościoła na Górnym Śląsku podczas okupacji niemieckiej. Jego aktywność na polu charytatywnym była rozumiana w środowisku Kościoła katolickiego diecezji katowickiej. Nie ma żadnych świadectw mówiących o tym, żeby ktokolwiek ze środowiska kościelnego próbował tej działalności, która była powszechnie znana, mu zabronić. Nikt też po jego aresztowaniu i skazaniu nie miał pretensji do niego, że naraził na szwank opinię Kościoła. Nie znajdujemy żadnego świadectwa, które określałoby go mianem „politykier”, „człowiek zaangażowany w działania antypaństwowe”, „buntownik”, „konspirator”, „zdrajca stanu”. Przeciwnie, zaraz po śmierci cieszył się ogromnym szacunkiem, a po zakończeniu działań wojennych był nie tylko stawiany jako przykład bohaterstwa, ale uważany za męczennika.

ks. dr hab Damian Bednarski

[1] List pasterski bp. S. Adamskiego z 30 sierpnia 1939 r., „Gość Niedzielny”, nr 36, z 3.09.1939, s. 705.

[2] Nasze obowiązki, GN 1939, nr 38, z 17.09.1939, s. 732.

[3] Positio super martyrio Servi Dei Ioannis Francisci Macha in odium fidei, uti fertur, interfecti, Roma 2018, ss. 404 + XII.

[4] J. Myszor, Stosunki Kościół–państwo okupacyjne w diecezji katowickiej 1939–1945, Katowice 2010, s. 174.

[5] J. Borowiec, Duszpasterz Górnoślązaków Ksiądz Infułat Prałat Franciszek Woźnica (Franz Wosnitza) w służbie Bogu i Diecezji, [b.m.w.] 2004, maszynopis w posiadaniu postulatora, s. 19.

[6] E. Wichura-Zajdel, Z dziejów duchowieństwa śląskiego w czasie wojny 1939–1945, Warszawa 1968, s. 126–127.

[7] Positio super martyrio Antonii Juliani Nowowiejski episcopi, Henrici Kaczorowski et Aniceti Kopliński sacerdotum, Mariae Annae Biernacka laicae et CIII Sociorum: vol. 2: Disquisitiones de vita, virtutibus, martyrio et fama martyrii, Roma 1997, s. 734–735.

[8] Por. O. Ogiermann, Do ostatniego tchu. Proces Bernarda Lichtenberga, proboszcza katedry św. Jadwigi w Berlinie, Paryż 1983, s. 185. Autor powołuje się na Proces Norymberski, t. IV, s. 311–312.

[9] K. Gotto, K. Repgen, Die Katholiken und das Dritte Reich, Mainz 1990, s. 178.

[10] Por. H. Hürten, Zeugnis und Wiederstand der Kirche im NS-Staat. Überlegungen zu Begriff und Sache, „Stimmen der Zeit” 201(1983), s. 373.

[11] Instytut Pamięci Narodowej w Katowicach, Postanowienie o umorzeniu śledztwa z 9 X 2015, sygn. S 29/14/Zn, s. 18.

[12] Materiały archiwalne. Ruch Oporu 1939–1945. Delegatura Rządu Londyńskiego na Kraj.

Wyrok